Obudziłam się z przekonaniem, że powinnam zginąć. Bo po co
mam żyć jeśli nikt mnie nie kocha i nie potrzebuje. Po co no po co ma się
męczyć na tym świecie.. i żyć tu tak samotnie.. Lepiej umrzeć. Ale jak? Jak
targnąć się na własne życie? No jak? Usłyszałam jak ktoś przechadza się na
dole. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Moje myśli mówiły mi tylko, że to musi
być ojciec. No, bo kto inny. Weszłam pewnym krokiem do kuchni i zobaczyłam
mojego ojczulka, który siedział i pił kawę.
-Cześć- powiedziałam jednocześnie nalałam sobie soku
pomarańczowego.
-No cześć- odpowiedział, ale nawet na mnie nie spojrzał.
Zapadła niezręczna cisza. Ja popijałam sobie sok, a on kawę,
po chwili jednak się odezwał:
-Dziś idziemy na kolację.
-Fajnie.. a nie lepiej na frytki niż iść do jakiejś sztywnej
restauracji..
-Lily spotkam się z moim szefem…
-A to po co mam iść skoro to spotkanie służbowe?- czasem
ojca wcale nie rozumiem.
-No, bo ci karze koniec kropka. A teraz szybko ubierz się i
idź do szkoły.
-Spoko. Już znikam ci z oczu- spojrzałam na niego, ale on
nic sobie z tego nie zrobił. Poszłam na górę i ubrałam się (www.photoblog.pl/hammeringcherry/109796415/980.html)
i szybko wybiegłam z domu. Miałam sporo czasu. Lekcje zaczynają się dopiero o
8.30 , a jest dopiero 8. Niby tylko pół godziny, ale to i tak za dużo czasu.
Doszłam do tej szkoły 15 minut przed
rozpoczęciem się pierwszej lekcji. Zaczęłam się zastanawiać czy spotkam tego
chłopaka, od tych drzwi. Kurde nawet nie wiem jak się nazywa. Poszukam go dziś,
a może i nie. Bo po co szukać przyjaciół. Po co mi przyjaciele. Skoro nie chce
mi się żyć. Po co mam się z kimś zaprzyjaźniać, albo co gorsze zakochać.
Przecież to bez sensu, mam się zakochać, a potem tak wyjechać, zostawić tego
kogoś. Ja tak nie umiem. Ja mam uczucia w odróżnieniu od mojego ojca. Mam
uczucia, tylko nie lubię o nich mówić, ani przyznawać się do nich nawet przed
samą sobą. Weszłam do szkoły. Dziś nadal wszyscy się mi przyglądali. No ale cóż
mam to gdzieś. Poszłam od razu do Sali. Po chwili przyszła Nala. Tej drugiej
dziewczyny nie było.
-No co tam?-Nala uśmiechnęła się do mnie ja jednak nic nie
odpowiedziałam dziewczyna dalej próbowała zacząć rozmowę- Doś szybko wczoraj
wyszłaś…
-Tak, nie chciałam
być tu dłużej- powiedziałam i spojrzałam w okno
-Acha, ale fajny był koncert co nie?
-Nie lubię takiej muzy i nie znam tego zespołu…
-To żałuj, ja mam wszystkie autografy kocham ich…
Przechadzałam się cały czas po korytarzach szukałam tego
chłopaka, jednak nigdzie go nie było. Może to i lepiej. Dzień minął mi naprawdę
szybko. Po szkole postanowiłam, że pójdę do parku. Coś mi mówiło, że może tak
go spotkam. Szłam tak szybko jak tylko umiałam. Nie wiem czemu zależało mi aż
tak bardzo by się z nim zobaczyć. Nie
wiem naprawdę nie wiem. To chore….
Przeszłam cały park może z dwa razy i nic. Nie było go. No
tak przecież on nie wie, że tu jestem i pewnie nawet mnie już nie pamięta. To
nie ma sensu. Wróciłam do domu. Oczywiście w kuchni na lodówce tatuś przykleił
kolejną żółtą karteczkę:
„Kochanie… Wiem, że nie chcesz iść, ale to dla mnie ważne.
Bądź gotowa o 18. Tatuś.”
No dobra pójdę zrobię to dla niego, bo go kocham, ale on
nigdy nic dla mnie nie zrobił zawsze liczy się tylko on. Poszłam na górę i
zastanawiałam się co ubrać. Nie miałam ochoty tak iść. Kolacja w restauracji
równa się z założeniem sukienki. Nowa Lily podoła temu zadaniu. Do osiemnastej
miałam jeszcze dużo czasu wiec postanowiłam pójść na miasto. Chodziłam po
mieście od sklepu do sklepu. W końcu postanowiłam pójść na shaka do ,,Milkshake
City.” Bardzo ciekawe miejsce. W środku było dwóch chłopaków i nikt po za tym.
Zamówiłam sobie shaka i usiadłam przy stoliku przy oknie. Spojrzałam na telefon
15. Muszę wracać. Nie ma co mam mało czasu. Gdy chciałam już się zbierać
usłyszałam znów ten sam miły głos.
-Znów się spotykamy- dosiadł się do mnie znów ten chłopak z
kręconymi włosami. Świetnie pomyślałam jednak uśmiechnęłam się do niego
-No tam.- Śpieszyło mi się wiec czekałam aż w końcu sobie
pójdzie.
-No to jak już się spotkaliśmy to pójdziemy gdzieś razem na
przykład na spacer..?- patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami
-Wybacz, ale śpieszy mi się…
-A no rozumiem, a dasz mi swój numer, żeby mógł kiedyś się z
tobą spotkać?- znowu się mi przyglądał
-No nie wiem, czy będzie to konieczne- uśmiechnęłam się i
wstałam- Żegnaj.
Powiedziałam na odchodne i wszyłam z baru. Gdy
wychodziłam usłyszałam jak ten drugi
chłopak z którym był ten zielonooki śmieje się i wrzeszczy, że dostał kosza. No
cóż po co dawać mu nadzieje. Poszłam do domu. Została mi już tylko godzina na
przygotowanie się. Poszło mi bardzo szybko weszłam na tt i dodałam wpis:
„Kolacja? Czemu nie… Ale nie służbowa, błagam.. :( Ratunku!!”
Poszłam założyć sukienkę, bo przecież nie mogę pójść w spodniach
jakby to wyglądało, a po za tym pewnie bym tylko wkurzyła ojczulka. Założyłam
tą sukienkę (www.photoblog.pl/immacolato/113445509)
włosy rozpuściłam mam naturalne fale wiec nic z nimi nie zrobiłam. Byłam gotowa
10 minut przed czasem. Cały czas nie mogę zapomnieć o tym chłopaku. Ojciec
przyjechał punktualnie gdy mnie zobaczył powiedział tylko, że cieszy się, że
założyłam sukienkę. Ekstra..! Pojechaliśmy do jakiejś restauracji. Po drodze
dostałam ostanie potłuczenia co do zachowania. Spoko już to tego przywykłam.
Ale odznaczę ten dzień jako spędzony z ojcem. Weszliśmy do restauracji ojciec
od razu zauważył swojego szefa.
-Uśmiechnij się..- powiedział i ruszył w stronę stolika.
A ja uśmiechnęłam się. Miałam nadzieje, że ten uśmiech
wygląda naturalnie. Siedziałam i się nudziłam zresztą jak zwykle. Ale coś mi
mówiło, ze to jeszcze nie koniec. Po godzinie ojciec pozwolił pojechać mi do
domu. Wyszłam stamtąd jak najszybciej umiałam. Poszłam do parku, który był
naprzeciwko restauracji i zadzwoniła do Charlott.
-Hej- powiedział gdy tylko moja przyjaciółka z franci
odebrała- Co u ciebie?
-Hej. Wszystko gra? Co się stało.- Charlott była jedną z
nielicznych osób, których mogłam nazwać przyjaciółmi.
-Sama nie wiem tęsknie- zaczęłam płakać.
-Ja też… Bardzo. Wybacz ale muszę kończyć.
-ok.- Charlott rozłączyła się, a ja postanowiłam przejść się
po parku i wrócić do domu. Gdy doszłam do płaczącej wierzby, która stała na
środku drogi zaczęłam się zastanawiać jak umrzeć. Mam doła, a myślenie o
śmierci mnie uspokaja. Nagle zaczął padać deszcz, a ja stałam i patrzałam się w
niebo. Gdyby ktoś mnie widział pomyślał by, że jest dziwna. Ale kochałam
deszcz. Kocham go za to, że mógł był wolny spadał gdzie chciał ja nigdy tak nie
miałam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
Odwróciłam się i zobaczyłam znów te same oczy. Uśmiechnęłam
się, a on spojrzał się na mnie i powiedział:
-Wszystko gra?
-Tak..- odpowiedziałam
-Co tu robisz? Sama w deszcze?- przyglądał mi się, a ja mu.
Po chwili jednak odpowiedziałam
-Lubię deszcz, a tu przyszłam odpocząć i pomyśleć. A ty?
-Bardzo podobnie do ciebie… tylko, że ja chciałem tylko
odpocząć, a deszcz to tylko dodatek.
Zaśmiałam się on zresztą też. Po chwili siedzieliśmy już na
mokrej trawie pod tą wierzbą. Śmialiśmy się i dużo rozmawialiśmy. Żadne z nas
nie pytało o sprawy osobiste, nie spytaliśmy się nawet o jego imię, ale nie
interesowało mnie to. Liczyło się to, że mogę z kimś rozmawiać. Nigdy tak dużo się
nie śmiałam. Naprawdę. On sprawia, że się śmieję, a to nie lada wyzwanie. W
pewnej chwili spojrzeliśmy w swoje oczy i siedzieliśmy milcząc. Tą piękną
chwile przerwał dzwonek jego telefonu zrobił dziwną minę, co mnie rozbawiło i
odebrał telefon.
-Tak… Za chwile… ok… Pa- rozłączył się i znów mi się przyglądał,
a po chwili spytał-Dasz mi swój numer?
-Pod warunkiem, że ty dasz mi swój- zaśmialiśmy się i wymieniliśmy
numerami. Ja podpisałam się L, a on N. Nie zdradziliśmy swoich imion, bo po co
nie interesowało mnie to.
-Dzięki, było miło ale muszę iść..- powiedział i wstał podał
mi rękę. Miał taką miłą w dotyku dłoń.
-Tak ja też muszę się zbierać.- Podszedł do mnie i mnie
przytulił. Staliśmy tak chwile. Czułam jego zapach, był tak cudowny.
On poszedł w lewą stronę, a ja w prawą. Odwróciłam się i
zobaczyłam, że on zrobił to samo.
W domu długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o wszystkim i o nim
o moim znajomym N. Zalogowałam się n tt i napisałam: „Drogi N. Było miło.. :*”
Zasnęłam szybko. Byłam zmęczona, ale i szczęśliwa.
No to jest rozdział 2.
Długo na niego czekałyście. Ale jest. Mam nadzieje, że się spodoba.
:)